poniedziałek, 23 lipca 2012

Jak ułożyć sobie życie? Algorytmy!

Czy można własne życie ująć w jeden wielki algorytm...?
Czy to w ogóle jest potrzebne? Czy ułatwi, czy też spowoduje ograniczenia?
Czy będzie szczęście, czy też gorycz ....

Na razie może coś takiego:
Następnym razem postaram się nieco rozbudować ten algorytm.
Nie traktujcie zbyt poważnie tego wykresu - to tylko kolejna próba poukładania własnego życia.
A czy udana? Życie pokaże ;))))

środa, 11 lipca 2012

Motorzystą być!

Hej!
Mam za sobą kolejny ciekawy dzień!
Skontaktowałem się z moim kolegą z dawnej drużyny darerskiej, z którym kiedyś razem graliśmy, a obecnie pracuje w Norwegii i rzadko się widzimy. Umówiliśmy się na małą przejażdżkę motorkami! Mieliśmy zebrać większa ekipę, ale jak to zwykle bywa - wszyscy zapracowani, zajęci, urlopują itp, itd. Mieliśmy więc spotkać się w trzy maszyny. Kilka minut przed godziną zero, dzwoni "ten trzeci", że nie pojedzie, bo ..... zapalił mu się motocykl :O . Pożar ugaszony, pomocy nagłej nie trzeba, więc czekam cierpliwie na resztę załogi i jak tylko się pojawia - jedziemy na miejsce pożaru. Poza drobnymi uszkodzeniami  motocykla - wszystko gra! Kierowca cały i zdrowy, no może nieco wkurwiony... Więc... po wezwaniu pomocy i zapakowaniu maszyny na ww. jedziemy dalej sami, czyli we dwóch. Kierunek ... tym razem Jeziorsko, ale równie dobrze mogłoby to być cokolwiek innego!
Jedziemy!!!!!!!!!!
Pogoda piękna, ruch... taki sobie, nie ważne, nawet w deszczu też byłoby miło! Jedziemy spokojnie (80-90km/h) rozkoszując się okolicznościami przyrody. Moja nowa szybka w kasku spisuje się świetnie, ... no właśnie - szybka, tu krótkie wtrącenie o szybce:

Poprzednia szybka porysowała się znacznie podczas poprzedniej wycieczki. Pojechałem wtedy z kolegą (tym od płonącego motocykla) w okolice Tomaszów/Spała/Jeleń. Punktem obowiązkowym tych wycieczek jest bunkier niemiecki dla pociągu sztabowego w Jeleniu! Tak! Ten w Jeleniu jest o wiele ciekawszy niż ten na Konewce, i ma jedną, ale za to OGROMNĄ przewagę - jest otwarty i można tam wjechać motocyklem!
Więc jak tylko wjechałem do środka to ... kask z głowy wylądował na tylnym kierunkowskazie! Zawsze tak robię, gdy go zdejmuję, moja Virówka ma duże i mocne kierunkowskazy! Ale byłem tak podjarany (znaczy się, że moje emocje były na wyjątkowo wysokim poziomie uniesienia) jazdą w kompletnych ciemnościach (poza reflektorem motocykla oczywiście), że nie spostrzegłem w porę nierówności terenu i o mały włos nie położyłem maszyny. Na szczęście skończyło się jedynie na ... kasku! Upadł i poobijał się niemiłosiernie! A rzeczona szybka doznała paskudnych zadrapań na samym środku, co powodowało wyjątkowe utrudnienia w polu widzenia.
(byliśmy jeszcze w kilku innych miejscach o których też kiedyś napiszę)

Wracając do pięknego dnia wczorajszego....

Owa szybka była dopiero co odebrana ze sklepu i przykręcana za pomocą monety 20 groszowej na stacji benzynowej, dlatego pewność jej działania nie była aż tak oczywista jak mogłoby się wydawać.
Jedziemy!!!!!!
Po ok. 35 km. "wahadło" - i tu najlepiej spisują się motocykle! Omijamy dłuuuugi ciąg dwuśladów i ustawiamy się na pole position! Kocham to!
Jedziemy dalej!!!!
Pierwszy przystanek na tamie nad Jeziorskiem! Zsiadamy z maszyn, i dwa kroki dalej zanurzamy się w... konwersacji oczywiście. Nie widzieliśmy się z rok, więc było o czym opowiadać. On o pracy, mieszkaniu, planach na przyszłość, turniejach norweskich, trasie motocyklem do Norwegii itp. Ja odarcie w Łodzi, Stowarzyszeniu, naszej drużynie... i nieco o mojej zmianie priorytetów ;)
Nagle dzwonek telefonu... od razu przypomniało mi się, że miałem poinformować jeszcze jednego kolegę, gdzie się wybieramy, aby mógł nas dogonić - tak to był on! Niecierpliwie czekał na telefon ode mnie i jak tylko ustaliliśmy pozycję, on ruszył za nami w drogę, a my wróciliśmy do rozmów! Było przesympatycznie! Wokół przyroda, woda, zieleń, szum drzew, delikatny wietrzyk... słońce jeszcze wysoko, choć już skwar nie leje się tak intensywnie. Słowem - bajka! Naszym rozmową towarzyszy delikatny odgłos stygnących silników....
Dojechał do nas jeszcze trzeci kolega z plecaczkiem (dla niewtajemniczonych : plecak - osoba na tylnym siedzeniu motocykla, zazwyczaj partnerka motocyklisty, choć może to być mylne w niektórych przypadkach ;) Pogadaliśmy trochę o motorach, maszynach, jeździe i znów o motocyklach .... i pojechaliśmy dalej na "klif"! W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze stary opuszczony dworek (o tym też kiedyś napiszę) i wróciliśmy do Łodzi. Krótka, ale bardzo miła przejażdżka!

A dlaczego?
i tu zaczyna się mój filozoficzny wywód na temat tego czym jest bycie motocyklistą!

1. Wolność
- w wymiarze funkcjonalnym
- komunikacyjnym
- psychologicznym

2. Równość
- osób
- maszyn

3. Braterstwo

i nad tym trzecim punktem chciałbym się na moment zatrzymać!

Spotyka się trzech facetów. Mnie więcej się znają z imienia, lecz w zasadzie poza tym to wiedzą więcej o swoich motocyklach niż o sobie na wzajem! Co robią? Jakie jest ich podejście o siebie nawzajem?
To jest to, co do tej pory (a latam już kilka lat) robi na mnie ogromne wrażenie. I to nie ważne, czy są to dwa samotne motocykle na trasie, czy też tłum ludzi na międzynarodowym zlocie!
Ci ludzie czują braterskie więzy!
Chcą ze sobą jechać! Spotykać się! Pomagać sobie! Rozmawiać itp, itd! 
Co w tym dziwnego?
Ano to, że robią to wszystko z otwartym sercem i nie oczekując za to nic w zamian!
Pewnie jest coś takiego w wielu "społecznościach" , ale wśród motocyklistów wydaje mi się to wyjątkowe, bardziej wyraźne i bardziej ... naturalne! Każda sroka własny ogon i tak dalej.... Ale jestem głęboko przekonany, że pisze to zupełnie obiektywnie!

Jechaliśmy sobie tak wczoraj przez przepiękną polską ziemię łódzką i czułem, że byłbym w stanie dla tych ludzi zrobić bardzo dużo, choć nikt tego ode mnie nie wymaga. Jednocześnie odczuwałem głęboki spokój, pewność i bezpieczeństwo, bo wiedziałem, że są obok mnie i w razie nieszczęścia oni zrobią dla mnie wszystko co tylko będą mogli. TYLKO dlatego, że razem jedziemy!

Moim zdaniem cały fenomen takiego zachowania sprowadza się do jednej sentencji:

Dobra rada na dziś:
"NIC NIE MUSZĘ, WSZYSTKO MOGĘ"

To właśnie ta wolność i równość powoduje to, że jesteśmy sobie braćmi (i siostrami oczywiście, choć jeszcze w zdecydowanej mniejszości, nad czym bardzo ubolewam). Zgodnie z tym - całe życie należałoby ustawiać w ten właśnie sposób. Być otwartym na drugiego człowieka, poprzez wolność samego siebie!
Nie jestem w żaden sposób ograniczany przez to, że jadę w dużej grupie motocyklowej. Oczywiście obowiązują mnie pewne zasady zachowania, kolejność wyprzedzania, szyk w grupie itp. ale dostosowuje się do nich bo CHCĘ, ale wcale nie MUSZĘ! W każdej chwili mogę po prostu pomachać wszystkim i zawrócić i nikt nie będzie mógł mi zabronić, przekonywać mnie, czy po prostu obrazić się - bo każdy z nas jest WOLNY! I każdy z nas szanuje drugiego człowieka, jego wolność i niezależność, tak jak chciałby by była szanowana jego wolność! Są to pewnie banały z którymi ciężko polemizować, gdyż są takie oczywiste! Dlaczego więc wciąż taka postawa jest jedynie marginalna?
Może właśnie dlatego aż ciśnie się na usta odpowiedź na kolejne pytanie:
Dlaczego motocykliści uważani są powszechnie za bandytów, dawców nerek, albo wściekłych Harley'owców (nie ujmując marce!) ???
Może właśnie dlatego, że ich braterskie życie nie jest powszechnie akceptowane!
Obecne tzw.: "społeczeństwo" nie akceptuje tak podstawowych cech, choć są one podstawowymi zachowaniami w normalnych społecznościach! Żyjemy w świecie na wskroś przesiąkniętym obłudą!
Ale, ale... żeby nie wyglądało na to że się użalam!
Zapytam tak: I CO Z TEGO?
Mam gdzieś opinię społeczeństwa! Będę dalej jeździł! Będę dalej budował swój świat! I pomimo wszelkich przeciwności losu będę dalej starał się być szczęśliwy! Właśnie dlatego, że MOGĘ i CHCĘ!

poniedziałek, 9 lipca 2012

znaczenie imion :)))

Zastanawiałem się kiedyś, po co ludziom takie coś jak "znaczenie imion"... przecież w obecnych czasach nie mamy najmniejszego wpływu na to jak będziemy mieli na imię. Zależy to przecież tylko i wyłącznie od zachcianki, czy też zdrowego rozsądku rodziców. Nie wierzę w horoskopy, numerologię, i inne tego typu dziwy! A imiona.... oczywiście też w to nie wierzę! Chciałem sprawdzić razu któregoś (z nudów oczywiście) co takiego piszą na temat imion moich dzieci, ponieważ obiło mi się o uszy to i owo. Tak to właśnie natrafiłem na opis własnego imienia, a oto i on:

"Jest bardzo ciekawy życia. Pasjonuje go wszystko, co z nim związane. Pragnie poznać i zrozumieć świat. Jest bardzo aktywny, toteż trzeba by miał możność samorealizacji. Otwarty na świat, ale jednocześnie zdolny do refleksji, gdy trzeba. Nie ulega wpływom. Groźbami nie zmusi się go do działania, trzeba go jedynie umiejętnie zachęcić. Dzieli się chętnie z otoczeniem swoimi odczuciami.

Pragnienie być pierwszym, wymaga publiczności i nieraz załamuje się, gdy jej zabraknie. Na co dzień jest miły i dość łatwo daje posłuch racjonalnym argumentom. Nie upiera się dla samej tylko zasady. Niekiedy bywa agresywny. Nie lubi zmieniać raz wybranego zawodu. Jeżeli zachodzi taka konieczność, przeżywa ten fakt bardziej niż inni. Z dużym trudem przychodzi mu obiektywizm. Pomimo to jest raczej altruistą. Doskonała pamięć pozwala mu bezbłędnie wszystko notować i klasyfikować. Nie jest przekorny i dość łatwo daje się przekonać. Osiąga sukces dzięki pracy i szczęściu. Wielką wagę ma dla niego problem wyboru zawodu, powinien być trafny, gdyż inaczej ma trudności z przestawieniem się na inne tory.

Bardzo przeżywa niepowodzenia. Nie należy pozwalać mu na rozpamiętywanie porażki, lecz podsunąć nowy sposób spojrzenia na to, do czego dąży. Posiada zdolność panowania nad sobą i poczucie obowiązku, a także zmysł rodzinny. Świetnie potrafi dobierać przyjaciół i pozostaje im wierny. Jest obdarzony dużą intuicją i zadziwiającym węchem, a także wyczuciem psychologicznym. Bądźcie z nim szczerzy! Ma jednak co innego do roboty niż tracenie czasu na rozmowy.

Miłość i nienawiść długo się w nim rodzą, ale zawsze są trwałe. Jest zazdrosny. Zmysłowość przez całe życie sprawia mu kłopoty, gotowy jest walczyć na śmierć i życie o swą dominację seksualną. Wcześnie dojrzewa. Uczucia opiekuńcze rozwijają się u niego równolegle do pragnienia agresji. W sferze uczuciowej próbuje dominować nad partnerką. Potrzebuje zrozumienia i miłości, nawet jeśli sprawia wrażenie nieprzystępnego. Jest doskonałym ojcem, stanowczym i czułym. Na ogół dopisuje mu w życiu szczęście, co dodatkowo nastraja go optymistycznie. To podróżnik. Przemierza świat, aby chwycić sens istnienia, zrozumieć życie. Niech nikogo nie dziwią pytania, zadawane przez niego wszystkiemu, co żyje. Chce zrozumieć – po to żyje. "


No i jakie wrażenia? Pewnie żadne.... bo to w końcu o mnie ;)))) Ale ja byłem urzeczony tym tekstem!
Dawno nie słyszałem równie trafnego określenia mojej osoby! Choć traktuję to oczywiście z dużym dystansem, to ubawiło mnie to wyjątkowo. Każdy dopasowuje rzeczywistość do własnych potrzeb, bazuje na swoich doświadczeniach. Ja też pewnie "dopasowałem" sobie ten tekst do siebie! Nie ważne, czy ktoś wierzy, czy nie, ważne by być otwartym na nowe i zauważać to co się dookoła dzieje! Ja cieszę się, że trafiłem na ten tekst - dlaczego? Nie dla samego tekstu. Dla tego, że kolejny raz pozwoliłem sobie/dałem sobie szansę, spotkać się z czymś, co niegdyś negowałem z samego założenia, a teraz okazuje się czymś całkiem ciekawym. I choć ten akurat przykład nie niesie ze sobą nic konstruktywnego, to dał mi chwilę niczym nieuzasadnionej radości i chwilę refleksji, która przyda mi się dziś na pewno. Jest to symboliczne spotkanie z nowym - po raz kolejny!

Dobra rada na dziś:
"Nowe - to nie tylko to co nowe, lecz również to co jest cały czas wokół nas, lecz czego do tej pory nie dopuszczaliśmy do siebie, lub negowaliśmy"

wtorek, 3 lipca 2012

czas! gdzie on do cholery się podziewa?

Witam Was serdecznie ponownie!
Dawno mnie nie było, ponieważ chciałem zrobić rzeczy które odkładałem przez wiele tygodni, a które źle wpływały na moje samopoczucie. Jest to kolejna część wprowadzania w życie zasad z warsztatów, czyli dbanie o higienę otoczenia!
Nadrobiłem wiec kilka spraw, w międzyczasie poświęciłem dzień, czy dwa dla dzieci. Ale nie na opiekę, lecz na takie spontaniczne zabawo-rozmowy. Bardzo mile spędzony czas, dlatego słowo "poświęcony" nie bardzo mi pasuje, bo kojarzy mi się zbyt negatywnie... ale nie o tym chciałem....!
Czas! No właśnie! Jak zdobyć choć godzinę więcej na dobę! Choć kwadrans!

Taki np. dzień wczorajszy: wstałem sobie o 6.15, śniadań w domu nie jadam, więc tylko szklanka soku pomarańczowego, kanapki do pracy i w drogę, aby od 7.00 być zwartym i gotowym do wykonywania obowiązków zawodowych! (8 h w pracy pominę, ponieważ nic tam ciekawego...no może poza GG ;)
Wychodzę o 15.00. Jadę do najbliższej "galerii handlowej" ponieważ w związku z kolejnym postanowieniem - potrzebne mi będą buty sportowe. Tak wiec spędzam na przymierzaniu/oglądaniu ok. 1h + dojazd/odjazd i już jest ok. 17-tej. Na 17.30 idę na "zadaniówkę" i tam intensywnie pracuję z moją grupą do godz. 20.00!
droga do domu + zakupy na kolację i śniadanko i mamy 21.00. Ale, ale... przecież mam się wziąć za siebie, więc nie ma opitalania - piła i idę na orlika pograć. Wypociłem się przez godzinkę. Wpadłem do domu, przegryzłem lekką kolacyjkę (wiem, że późno, ale przecież nie będę jadł przed treningiem, a wcześniej nie było kiedy), i mogę się wreszcie zabrać za kolejny punkt z listy spraw odłożonych - jest godz. 22.30. Rano trzeba wstać, więc nie skończę tego co chciałem, ale w końcu nie ważne, czy skończę - ważne by zacząć!
Kolejna godzinka zleciała i nawet udało mi się skończyć, to co chciałem (pewnie właśnie dlatego, że wcale nie musiałem tego robić). Jest już prawie północ... Jestem zmęczony, ale zadowolony z mijającego dnia. 

Teraz najlepsze: w całym tym przebiegu zdarzeń nie ma czau na:
obiad, pracę domową z terapii, codzienne obowiązki jak: pranie, gotowanie, prasowanie, sprzątanie itp, itd. nie ma również czasu by pomedytować, zrelaksować się, popracować nad zmianą swoich chorych wzorców na zdrowe, nie ma czasu na ... rozrywkę! taką beztroską chwilę ogłupiającej zabawy, która pozwoliłaby mojemu umysłowi odpocząć. I najważniejsze: NIE MA CZASU NA RELACJE, zwłaszcza w RODZINIE!

Wyeliminowałem już pożeracze czasu jak telewizor, czy książka! Tak, książkę też, a przynajmniej chwilowo. Zastąpiłem czytanie - słuchaniem! Wciąż mam ze sobą audiobooki i w każdej możliwej chwili (głównie przemieszczając się z pkt.A do B) słucham książek. 

Tak wiec reasumując: brakuje mi jeszcze od 4 do 8h na dobę, abym mógł śmiało powiedzieć, że się "wyrabiam" z tym co chciałbym robić.
Więc jak widzicie, na bloga też nie  mam ostatnio czasu.

Myślę, że czas na ogarnięcie tej kuwety! Będę tak długo medytował, aż siłą woli rozciągnę czas do 48h/dobę! Jak nie napiszę kolejnego posta przez następny tydzień, znaczyć to będzie, że jednak mi się nie udało i odpoczywam teraz na niebieskich preriach u boku terapeutycznego Manitou.

P.S. jak macie jakieś konstruktywne pomysły skąd wziąć jeszcze kilka godzin w dobie, to zapraszam do komentarzy! Będę bardzo wdzięczny za wszelką pomoc!


Dobra rada na dziś:
"O wiele łatwiej skończyć pracę już rozpoczętą!"