czwartek, 31 maja 2012

"Zagaś wszystko co rozpaliłam"

I po raz kolejny wkręciłem się emocjonalnie w coś czego powinienem jednak unikać.

A może jednak nie! Może potrzebuję wreszcie oczyścić swą duszę z tego co zalega na samym jej dnie!

Więc może po kolei:
Usłyszałem dziś historię, a raczej jej fragment, która ogromnie pobudziła mnie emocjonalnie. Wróciły wszystkie te uczucia które przewijały się przez moje życie przez lata. Miłość, Ból, Odrzucenie, Poczucie niższości, Porażka itp, itd... Nie, nie użalałem się nad sobą, a raczej doświadczyłem czegoś w rodzaju... kalejdoskopu.
Wszystkie te uczucia "przeleciały mi przed oczami", wywołały ogromny zamęt i odeszły, a ja zostałem w tym zamęcie. Bałagan myśli... Cieszę się, że to przeżyłem, choć bliski jestem od nawrotu, a przynajmniej zauważam silną reakcję somatyczną na takie intensywne uczucia. 
Jestem teraz spokojniejszy i myślę, że odczuwanie bólu emocjonalnego musi mieć swoje uzasadnienie. 
Czy aby nie jestem emocjonalnym masochistą?
Tak, czuję ból. Czuje się zraniony. Wiem, że Ona nie chciałaby tego słyszeć. Ale nie martwię się, mało tego, ja się na prawdę cieszę! Cieszę się, że mogę to przeżyć, poczuć! Mam wrażenie, że przez wiele lat mojego życia, takie uczucia były skrzętnie chowane przeze mnie na dno duszy (czy też spychane do podświadomości, jak kto woli). Dlaczego? Do tego jeszcze wrócimy!

Tak czy inaczej, cieszę się z tego co się stało.

Teraz druga sprawa: Jest mi strasznie głupio, przez to jak zareagowałem.
Zamiast podejść z empatią do historii którą słyszałem, w końcu to była Jej opowieść, wybuchnąłem lawiną emocji. Nie powinienem tak reagować. W ogóle nie powinienem się wtedy odzywać! Byłem wzburzony własnymi emocjami, własną historią. Nie ładnie postąpiłem! Mam wiedzę jak powinienem zareagować, ale w chwilach wysokiego wzburzenia, nie korzystam z tej wiedzy w ogóle! Chciałem jednocześnie wyrazić swe uczucia (choć była to kompletnie nieodpowiednia chwila), i wyjaśnić, że to nie są te uczucia o których właśnie powiedziałem... 

Pewnie gdzieś na dnie tej mojej chorej duszy wciąż jestem małym chłopcem, który potrzebuje aby go przytulić i powiedzieć mu, że MA PRAWO płakać. Sam jestem ojcem i popełniam te same błędy. Mówię mojej córce "nie płacz, przecież nic się nie stało" a przecież to nie prawda! To dla mnie, z mojej perspektywy nic się nie stało. Dla niej jest to coś ważnego! Muszę to dostrzec i odpowiednio zareagować! TAK! To mój obowiązek - dać jej to poczucie bezpieczeństwa, w którym będzie mogła swobodnie płakać jak tylko będzie tak czuła. 

I tak to od czegoś co zabolało mnie, przez coś co zabolało małego chłopce we mnie, doszliśmy do małej dziewczynki przy mnie... 

Czy nie przekombinowałem? Może!
Myśl przewodnia na dziś będzie nieco przewrotna:
"NIE MA PORAŻEK, SĄ TYLKO INFORMACJE ZWROTNE"

I muszę to sobie zapamiętać! Cała ta dzisiejsza sytuacja dała mi sporo tych informacji zwrotnych. O moich uczuciach, reakcjach somatycznych, skojarzeniach i pokręconym toku rozumowania. O tym że kocham, że boli, że mam uczucia o których nie mówiłem, nie przyznawałem się nawet, że je mam. O tym, co jest dla mnie ważne i o tym, że małych chłopców też należy przytulać, aby potem oni mogli przytulać swoje małe dziewczynki...

Kocham Was!




wtorek, 29 maja 2012

pokora i pycha

Czy można nauczyć się pokory?
Chodzi mi tu o taka naukę, jak np. ćwiczenia z NLP? Czy jest jakiś prosty układ ćwiczeń który pozwala nauczyć się pokory? 
Wczoraj usłyszałem od kolegi że za mało jest we mnie pokory, że on nie byłby w stanie tak stanowczo i jednoznacznie określić siebie i swojego miejsca w życiu, że on z dużo większą pokorą podchodzi do tego.
Sporo nad tym myślałem...
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tak niewiele dzieli mnie od następnej porażki, od tego że wpaść mogę w te nałogowe mechanizmy jak tylko stracę na moment kontrolę. Jak przestanę być uważny, zaniedbam własne zdrowie (mam na myśli oczywiście całość: Ciało, Umysł i Dusze - w końcu jestem cud'em ;), to mój umysł bardzo chętnie zacznie pracować na starych schematach. Są to w końcu wzorce, które ma doskonale utrwalone, więc nie ma się co dziwić. Mechanizmy tylko czekają na moją nieuwagę, aby zacząć ponownie budować ten zamek iluzji z którego tak mozolnie wychodziłem. Zdaję sobie z tego sprawę i nie mam zamiaru dopuszczać do takiej sytuacji. Czy to jest pokora? Czy sama świadomość ograniczeń i postawa duchowa, która te ograniczenia akceptuje, daje już pełną definicję pokory? 
A co z moją postawą wobec drugiego człowieka? Czy aby się nie wywyższam?
Mam tendencję do tego, by przelewać swą wiedzę, przemyślenia i pomysły na innych. Mam wewnętrzną potrzebę dzielenia się tym wszystkim. Nie jest to egoistyczna chęć wygadania się, czy też pouczania. Nie jestem też emocjonalnym ekshibicjonistą. Z czystego serca i chęci pomocy chcę się tym wszystkim podzielić. Czuję wewnętrznie, że takiego potencjału nie powinno się, a raczej nie wolno zostawiać dla siebie. 

Więc co jest nie tak? Skąd zauważalny deficyt pokory?

To może z drugiej strony: 
Wykonałem ogromna pracę przez ostatnie pół roku. Zmieniłem się! Zmieniła się moja relacja w praktyce z całym otaczającym mnie światem (no może jedynie w pracy staram się być taki jak byłem - po co maja wiedzieć o mojej przemianie).
Czy świadomość tej zmiany jest objawem pychy?
Czy chęć podzielenia się tą świadomością, TYLKO dlatego żeby pokazać drugiemu człowiekowi, że jest inna droga, pełna radości, promienista i przede wszystkim świadoma, jest oznaką pychy?

Jeszcze jeden aspekt pychy: samoświadomość i wysokie mniemanie o sobie.

Samoświadomość - Tak, jest u mnie na wysokim poziomie! Wysokie mniemanie - Nie!
Nie uważam, że wysoki poziom świadomości, jest jednoznaczny z wysokim mniemaniem o sobie.
Różnica jest taka, że ja mam świadomość tego jaki jestem. Świadomość swoich deficytów! Mam wgląd w to ile jeszcze pracy przede mną, ile mam niepoukładanych spraw, jak wiele jeszcze schematów, mechanizmów, wzorców do zmiany. Wiem, to wszystko! Oczywiście mam też świadomość, że jest to wiedza o mnie na chwilę obecną i pewnie za czas jakiś się zmieni, ale ten blog, da mi też możliwość spojrzenia na siebie i moje zmiany z perspektywy czasu.


A może tu jest właśnie problem?
Za dużo we mnie: "wiem", "jestem świadomy", "zdaję sobie sprawę".
Ale czy zauważanie tego wszystkiego, jest dobre dla mojego zdrowia?
Czy postawa: "tak mało wiem jeszcze o sobie" - byłaby dla mnie lepsza?

Na chwile obecną myślę, że jest dobrze tak jak jest, ze wskazaniem na zwiększenie uwagi na pokorę.
Poobserwuję to jeszcze, i pewnie temat pychy i pokory nie raz wróci w moich rozważaniach.



poniedziałek, 28 maja 2012

zapach dzieciństwa

Ostatnio często wracam myślami do przeszłości. Nie tej złej, toksycznej, pijanej, wściekłej, tylko do okresu dzieciństwa. Przypominają mi się zupełnie spontanicznie smaki i zapachy z czasów jak miałem lat .. kilka. Kanapki jakie robiła mama moich przyjaciół z lat dziecinnych. Takich silnych wspomnień nie miałem już dawno. Myślę, że to zdrowy powrót do czasów z przed moich problemów. Dobrze mi robią te wspominki. Nie ma w nich żalu, czy tęsknoty za tym co minęło. Wszystko jest takie czyste, proste. Te wspomnienia są bardzo nasycone. Są tam wyraźne jasne, nieraz jaskrawe, bardzo nasycone kolory, dźwięki, nie głośne, lecz wyraźne, zapachy. Czuję delikatny powiew wiatru, z jego wonią letniej łąki, odgłosem liści topoli.
To wszystko sprawia, że zaczynam wolniej oddychać, odprężam się! To jest takie przyjemne!

Ale co to oznacza? Jakie zmiany w moim umyśle zachodzą, że nagle zacząłem wracać do tamtych lat?

Było oczywiście kilka i to bardzo intensywnych wyzwalaczy które na to wpłynęły.
Pierwszy Dzień Matki, odkąd popełniła samobójstwo. Wizyta w związku z tym na cmentarzu. Ostatnie kontakty z osobami z mojej przeszłości. Mój emocjonalny powrót do czasów podstawówki, kiedy to pierwszy raz kochałem. W sumie, to wszystko to wiąże się z jednym jedynym uczuciem: z Miłością!

Czy to możliwe, że mój umysł aż tak wsiąknął w to uczucie z przed 20 lat?

Ja - osoba światła, inteligentna i krocząca drogą oświecenia - wpadłem "po kokardę" jak to Ona się wyraziła.

Ale nawet przyjmując, że tak faktycznie jest! Że to Miłość z przed lat, która nigdy nie zgasła, teraz rozpalona została, przez jeden jej gest. To ja się uprzejmie pytam: Jaki ma to związek z kanapkami z przed 30 lat, które mi stają przed oczami i całą resztą zmysłów???

Mało tego: jeśli trans, a takim bez wątpienia jest stan gdy powracają owe symboliczne kanapki, jest takim samym transem jak sny, i jedno i drugie prowadzi do zamknięcia tego co mój umysł uważa za niedomknięte dnia poprzedniego, to kolokwialnie zapytam: co ma piernik do wiatraka?

Ale skoro umysł jest jedynie maszynką dopasowującą wzorce, to gdzieś w tym wszystkim musi być klucz. Zgodnie z zasadą: Bodziec - Dopasowanie wzorca - Emocja - Myśl, mamy następujące dane:
B - Dzień Matki
D - ???
E - Miłość
M - kanapki ???

Coś z tym dopasowaniem chyba nie działa jak należy?



niedziela, 27 maja 2012

Kocham i Nienawidzę

Dziś nie mam siły pisać!
Chciałem zapamiętać dzisiejszy sen, i spróbować go zinterpretować. Wczoraj poczytałem sobie o snach. Ponoć są domknięciem tego co nie domknęliśmy w czasie dnia. Cały wczorajszy dzień był bardzo ciekawy i myślałem, że wszystko miałem pozamykane, więc nie liczyłem na jakieś specjalne sny, a tym bardziej na coś, co może tak wyprowadzić mnie z równowagi.
Cały dzisiejszy dzień myślałem o tym śnie. Próbowałem na spokojnie, na logicznie, przez wizualizację, przez zaprzeczanie, rozluźniony i skoncentrowany. Nic! Kompletnie nic nie wymyśliłem. Nie potrafię znaleźć tej metafory, tego odniesienia do bieżących  problemów. Ten sen był tak wyraźny, tak intensywny i tak bezpośrednio wyrażał to czego tak bardzo się boję, że jakoś metafory w nim nie widzę! Mało tego: w tym śnie były dwie osoby które wywołują u mnie największe i to kompletnie skrajne emocje. Miłość i Nienawiść. Przecież niemożliwe jest, aby moje wnętrze było tak rozdarte. Nie wiem już sam, czy bardziej przeraziło mnie to było bezpośrednio w tym śnie, czy też to co mogę z niego wyczytać....
To nie był najlepszy dzień... Cały czas myślę o tym śnie... Teraz muszę się przespać i uspokoić, bo przypominając sobie to wszystko raz jeszcze mam równie silny przypływ emocji jak rano. Ręce mi się trzęsą, a tętno szaleje. Mam dość na dzisiaj.

Dobra rada na dziś:
"..."

może jutro coś wymyślę ;)
Ale nie ma się co martwić, jutro też jest dzień, na pewno kiedyś ten sen zrozumiem, bo mam wrażenie, że ten jest dla mnie wyjątkowo ważny. Może ma mi uświadomić, że powinienem zacząć porządki z przeszłością?
Ale ja nie jestem jeszcze gotów na wybaczanie, na pewno nie, jeszcze nie teraz. Ta nienawiść jest zbyt silna, choć przyczyna dawno się zdezaktualizowała, to jednak wzorzec jest zbyt silny.

sobota, 26 maja 2012

uczę się...

Kolejny dzień nauki za mną. Żeby nie było niedomówień - nie chodzę do szkoły, to raczej szkoła spotyka mnie! Szkoła życia! Każdy kolejny dzień zacząłem traktować jak kolejny dzień nauki! Niby każdy wie, że człowiek uczy się całe życie, ale odkąd zacząłem poważnie traktować każdy mój dzień, to widzę, poznaję i wiem każdego dnia dużo więcej. Myślę, że jest to dla mnie bardzo ważne.
Kiedyś żyłem z dnia na dzień, nie zwracając uwagi na to, czy dany dzień mnie czegoś nauczył czy nie. Wieczorem byłem w stanie podliczyć ile wydałem kasy, ile piwa wypiłem, czy ile razy się kłóciłem z żoną, ale nigdy nie myślałem o tym ile się nauczyłem...
Teraz jest to jakby naturalne i nie muszę się zastanawiać czego się nauczyłem, gdyż uczę się tak wiele, że problemem jest nieraz zebrać to wszystko wieczorem i podsumować.
To ogromny krok dla mnie! Właśnie to, że tak zmieniło się moje pojmowanie życia. Że tak dużą wagę przykładam do pojmowania go jako możliwości nauki. Daje mi to ogromną siłę i motywację do dalszego działania, bo ciekaw jestem po prostu, co przyniesie mi nowy dzień i czego się jutro będę mógł nauczyć.
Właściwie ten dzisiejszy post miał być konkretnie o schematach myślenia z stosunku do partnera, ale siadając do niego i robiąc sobie właśnie bilans tego czego się nauczyłem dziś, doszedłem do wniosku, że mam o wiele więcej pytań i otwartych wzorców, niż odpowiedzi i zamknięć. Zrozumiałem więc, że dużo się nauczyłem o sobie i mojej partnerce, ale ta niewielka wiedza (bo to tylko wierzchołek tego co mam do odkrycia), zrodziła ogromną liczbę pytań na które nie uzyskałem odpowiedzi. 
Czy to dobrze? Czy służy to mojemu zdrowiu i rozwojowi?
Oczywiście, że tak!
Ponieważ teraz mam jeszcze większą ochotę na jutrzejszy dzień. Może da on mi odpowiedzi na które czekam? A może przyniesie jeszcze więcej pytań? Nie ważne jak będzie, ważne, że zależy mi na tym, aby się tego dowiedzieć. Zależy mi na kolejnym dniu! Więc dobra rada na dziś:

"BĄDŹ CIEKAW JUTRA, NIE BÓJ SIĘ NIESPODZIANEK, BĄDŹ OTWARTY NA TO CO  JUTRO PRZYNIESIE"

Ale, żeby nie było tak różowo: pojawiły się u mnie również bardzo przykre uczucia.Po raz kolejny okazało się, że moje wymyślone relacje z partnerką, wcale nie wyglądają tak jak myślałem. Jest to kolejne już spotkanie rzeczywistości, z obrazem tejże w mojej głowie! Nie popadam w paranoje, jest to tylko kolejny etap mojej pracy nad sobą i czyszczenie kolejnych szufladek mojego umysłu, tym razem związanych z relacjami w rodzinie. 
Ale ....
taki oto ciekawy filmik mi się nakręcił:
Jeśli kolejny fragment mojego życia nie jest taki jak go sobie wyobrażałem, to może być ich o wiele więcej! A jeśli np. WSZYSTKIE okażą się tylko moją złudą? Wtedy okaże się, że całe moje życie tak naprawdę nie jest MOIM życiem! Że wszystko co robiłem przez ostatnie kilkanaście lat, robił zupełnie obcy mi człowiek. Do czego to może doprowadzić? Do rezygnacji z mojego dotychczasowego życia? 
Do wstąpienia WRESZCIE na drogę oświecenia i rozpoczęcia życia w zgodzie ze sobą?

 A może do szaleństwa?


piątek, 25 maja 2012

Palić mi się chce!

Palić mi się chce!
.
.
.
17-go kwietnia ostatni raz paliłem papierosa. Paliłem przez ostatnie18 lat! Aż trudno uwierzyć, że tyle lat można truć się i nawet nie powalczyć o swoje zdrowie. Jak bardzo musiałem bać się tej porażki... Nie rzuciłem wcześniej, bo bałem się że mi się to nie uda! Nie potrafiłem myśleć logicznie na ten temat! Teraz widzę to następująco:
Kiedyś: bałem się że nie dam rady. Bałem się, że będzie to kolejna już porażka, a tych miałem w życiu tak dużo, że bałem się kolejnej panicznie. Nie chciałem poczuć, że nie nadaję się do tak prostej rzeczy jak rzucenie palenia. Nie chciałem poczuć, że znów się do czegoś nie nadaję!
Kilka miesięcy temu: zrozumiałem, że zaczynam się lubić, więc nie chciałem już robić krzywdy komuś kogo lubię! Zrozumiałem też bardzo kluczową sprawę: papierosy nie dawały mi nic, czego nie mógłbym w zdrowy sposób zrekompensować. To nie na nikotynie mi zależało, to nie ich smak i aromat, to nie aspekty towarzyskie, czy jakiekolwiek inne. Papierosy to nic innego jak kolejny sposób na sztuczne, nałogowe regulowanie uczuć. A ja nie chciałem już myśleć i zachowywać się nałogowo. Chciałem w cierpieniu i bólu, ale żyć świadomie!
Nastąpiła więc wewnętrzna przemiana w osobę, która nie potrzebuje już papierosa do normalnego funkcjonowania! To było podstawą do rzucenia tego paskudnego nałogu.
Było jeszcze coś: pozwolenie sobie na popełnianie błędów i zrozumienie wreszcie, że to iż nie uda mi się rzucić palenia nie może pogorszyć mojej sytuacji. Jeśli mi się uda rzucić palenie choćby na kilka godzin, to i tak będzie to kilka godzin dla mojego zdrowia! Jeśli nie uda mi się, to jedynie mogę być w takiej sytuacji jak jestem, ewentualnie lepszej, bo wiem że spróbowałem i że się nie boję! I z takim wsparciem wewnętrznym i bez żadnych wspomagaczy zewnętrznych PRZED kolejnym papierosem powiedziałem sobie dość! Nie - "to będzie ostatni", albo standardowe "od jutra nie palę". Powiedziałem sobie "już żadnego więcej"!
Teraz: wiem, że to była dobra zmiana. Wiem też, że pierwsze godziny bez papierosa są jak całe dni, pierwsze dni jak tygodnie, a tygodnie jak... tygodnie! Dalej nie wiem, ale na pewno będę jeszcze wracał do tego tematu. Fizyczne skutki odstawienia są najgorszym fizycznym przeżyciem jakie miałem. Skoki temperatury, poty, delirium, kompletny brak koncentracji, a stan napięcia nerwowego sięgał zenitu. Ale jest to do przetrwania jeśli ma się świadomość, że to minie! Nie można poddać się myśli, że jak nie zapalę, to się zaraz rozlecę! Nie ma takiej opcji - to tak nie działa! Nie rozsypiesz się i nic podobnego Cię nie spotka, a wręcz przeciwnie! Dolegliwości będą coraz słabsze, a samopoczucie coraz lepsze!

Więc jak chodzi o papierosy to dobra rada na dziś:
"KOCHAJ SIEBIE I NIE RÓB SOBIE KRZYWDY"

droga i cel

 Zupełnie inaczej rozmawia się z kimś, a inaczej pisze bloga. Myślałem, że pisać będzie mi równie łatwo jak mówić, ale się myliłem. Jest to kolejna rzecz której się dziś nauczyłem. A uczę się każdego dnia i czerpię dużą radość z tej nauki. Cenię wszystko i wszystkich którzy mi w tej nauce pomagają, którzy (albo przez których) pozwalają mi dostrzec kolejny kawałek siebie. Od niedawna patrzę na świat w ten sposób. Czuje się nieraz jakbym na nowo odkrywał świat, jak małe dziecko które pierwszy raz spotyka się z otwartą przestrzenią.

Co takiego stało się ze mną, że patrzę na świat w ten sposób?

Dobre pytanie! "Mądre to i medytować będę o tym" - jak pewnie mistrz Joda by powiedział. ;)

Mam jeszcze wiele takich pytań:
Co się stało, że moje życie wyglądało tak fatalnie?
Co zrobiłem, by to zmienić?
Gdzie byłem, a gdzie zmierzam?
Jakie mam cele i jaką idę drogą?

i tu dochodzimy do tytułu tego bloga: "droga poprzez cel"
Trochę przewrotna to gra słów. Generalnie chodzi tu o to, że cele, choć na pewno ważne w życiu, nie mogą być jego sednem. A z drugiej strony - droga, czyli nasze codzienne z życiem spotkania, również nie mogą być najważniejsze, gdyż do czegoś powinno to życie zmierzać. Tak wiec przepis nr 1 brzmi:

"CEL i DROGA - SĄ RÓWNIE WAŻNE" 

Teraz należałoby przedstawić długie wyjaśnienie na zasadzie "co autor miał na myśli"... ale ograniczę się jedynie do krótkiego komentarza, a raczej kolejnych sloganów: złoty środek + dążenie do harmonii.
 Jakie to proste! Jak czytam to co właśnie napisałem, to sam nie mogę w to uwierzyć!
Ale podobno najprostsze rozwiązania są najlepsze.

Myślę, że do celów, ich wyznaczania, realizacji, motywacji i innych takich pewnie wrócimy, ale chciałbym jeszcze na początku słowo o drodze. Otóż droga jest mi o tyle bliska, że jestem motocyklistą! Nie uważam się za dawcę nerek, ale raczej kogoś, kto widzi w maszynie drogę do wolności. Wsiadam na motocykl i ruszam w drogę (czyt. podróż), aby poprzez drogę (czyt. jezdnię, miejsce po którym można przejechać) znaleźć drogę (czyt. sposób) w życiu. Niby to samo, a jednak co innego... ;)

Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że jest to dla mnie ważny symbol!

Nie wsiadam na maszynę, aby dojechać w jakieś konkretne miejsce, chcę jechać dla samej jazdy, to droga jest celem. To droga sprawia przyjemność, satysfakcję i spełnia moje potrzeby. To tam - po drodze, spotyka mnie mnóstwo ciekawych wydarzeń, ludzi, okoliczności przyrody. Wystarczy się rozejrzeć, być otwartym na to co może mnie spotkać.

Z drugiej strony...

Po długiej podróży, chętnie wracam do domu! Zawsze na końcu drogi jest cel. Nieraz nie zdajemy sobie z niego sprawy, nieraz dążymy do niego jak najszybciej, ale zawsze gdzieś tam jest. Bezpieczny port w którym nasza łódź będzie bezpieczna, w tym przykładzie akurat mowa o mojej obitej na polskich drogach dup*e którą mogę złożyć w ciepłym łóżku.

Wyruszając w tą drogę nie myślę o jej końcu, o celu, tak jak w młodości nie myślałem o śmierci (no dobrze myślałem, ale do tego wrócimy), ale po trudach podróży ... myślę coraz bardziej intensywnie, zupełnie jak w życiu, gdy nabrawszy nieco doświadczenia - myślę o tym co po mnie zostanie, gdy odejdę.

Poniekąd jest to też jeden z powodów dla których zdecydowałem się pisać tego bloga.



początek...

Witam!
Nie przypuszczałem nigdy, że będę pisał bloga. Było to dla mnie zbytnim ekshibicjonizmem emocjonalnym. Ale przyszedł ten czas, że mam zbyt wiele do powiedzenia, a zbyt mało słuchaczy, aby wypowiedzieć się dostatecznie ;) Chciałbym podzielić się z wami moimi przemyśleniami, doświadczeniem i wiedzą o tym czym dla mnie jest życie, jak żyć, jaką drogę wybrać. Czy mam do tego prawo? Czy mam prawo, by publicznie mówić o tym jak należy żyć? Oczywiście, nie! Pamiętajcie więc, że nie są to uniwersalne przepisy na dobre życie, ale tylko i wyłącznie mój własny przepis na moje i tylko moje życie! Zapraszam wszystkich do lektury i mam nadzieję, że znajdziecie tu choćby jeden dobry pomysł, choć jedną odpowiedź, albo przynajmniej że czytanie tego nie zaszkodzi w waszym życiu ;)