wtorek, 3 lipca 2012

czas! gdzie on do cholery się podziewa?

Witam Was serdecznie ponownie!
Dawno mnie nie było, ponieważ chciałem zrobić rzeczy które odkładałem przez wiele tygodni, a które źle wpływały na moje samopoczucie. Jest to kolejna część wprowadzania w życie zasad z warsztatów, czyli dbanie o higienę otoczenia!
Nadrobiłem wiec kilka spraw, w międzyczasie poświęciłem dzień, czy dwa dla dzieci. Ale nie na opiekę, lecz na takie spontaniczne zabawo-rozmowy. Bardzo mile spędzony czas, dlatego słowo "poświęcony" nie bardzo mi pasuje, bo kojarzy mi się zbyt negatywnie... ale nie o tym chciałem....!
Czas! No właśnie! Jak zdobyć choć godzinę więcej na dobę! Choć kwadrans!

Taki np. dzień wczorajszy: wstałem sobie o 6.15, śniadań w domu nie jadam, więc tylko szklanka soku pomarańczowego, kanapki do pracy i w drogę, aby od 7.00 być zwartym i gotowym do wykonywania obowiązków zawodowych! (8 h w pracy pominę, ponieważ nic tam ciekawego...no może poza GG ;)
Wychodzę o 15.00. Jadę do najbliższej "galerii handlowej" ponieważ w związku z kolejnym postanowieniem - potrzebne mi będą buty sportowe. Tak wiec spędzam na przymierzaniu/oglądaniu ok. 1h + dojazd/odjazd i już jest ok. 17-tej. Na 17.30 idę na "zadaniówkę" i tam intensywnie pracuję z moją grupą do godz. 20.00!
droga do domu + zakupy na kolację i śniadanko i mamy 21.00. Ale, ale... przecież mam się wziąć za siebie, więc nie ma opitalania - piła i idę na orlika pograć. Wypociłem się przez godzinkę. Wpadłem do domu, przegryzłem lekką kolacyjkę (wiem, że późno, ale przecież nie będę jadł przed treningiem, a wcześniej nie było kiedy), i mogę się wreszcie zabrać za kolejny punkt z listy spraw odłożonych - jest godz. 22.30. Rano trzeba wstać, więc nie skończę tego co chciałem, ale w końcu nie ważne, czy skończę - ważne by zacząć!
Kolejna godzinka zleciała i nawet udało mi się skończyć, to co chciałem (pewnie właśnie dlatego, że wcale nie musiałem tego robić). Jest już prawie północ... Jestem zmęczony, ale zadowolony z mijającego dnia. 

Teraz najlepsze: w całym tym przebiegu zdarzeń nie ma czau na:
obiad, pracę domową z terapii, codzienne obowiązki jak: pranie, gotowanie, prasowanie, sprzątanie itp, itd. nie ma również czasu by pomedytować, zrelaksować się, popracować nad zmianą swoich chorych wzorców na zdrowe, nie ma czasu na ... rozrywkę! taką beztroską chwilę ogłupiającej zabawy, która pozwoliłaby mojemu umysłowi odpocząć. I najważniejsze: NIE MA CZASU NA RELACJE, zwłaszcza w RODZINIE!

Wyeliminowałem już pożeracze czasu jak telewizor, czy książka! Tak, książkę też, a przynajmniej chwilowo. Zastąpiłem czytanie - słuchaniem! Wciąż mam ze sobą audiobooki i w każdej możliwej chwili (głównie przemieszczając się z pkt.A do B) słucham książek. 

Tak wiec reasumując: brakuje mi jeszcze od 4 do 8h na dobę, abym mógł śmiało powiedzieć, że się "wyrabiam" z tym co chciałbym robić.
Więc jak widzicie, na bloga też nie  mam ostatnio czasu.

Myślę, że czas na ogarnięcie tej kuwety! Będę tak długo medytował, aż siłą woli rozciągnę czas do 48h/dobę! Jak nie napiszę kolejnego posta przez następny tydzień, znaczyć to będzie, że jednak mi się nie udało i odpoczywam teraz na niebieskich preriach u boku terapeutycznego Manitou.

P.S. jak macie jakieś konstruktywne pomysły skąd wziąć jeszcze kilka godzin w dobie, to zapraszam do komentarzy! Będę bardzo wdzięczny za wszelką pomoc!


Dobra rada na dziś:
"O wiele łatwiej skończyć pracę już rozpoczętą!"

1 komentarz:

  1. "O wiele łatwiej skończyć pracę już rozpoczętą!"
    Potwierdzam!
    Ja też rozpisałam plan dnia.
    Pomyślałam, zę odżywianie ciała jest bardzo wazne - jak można powiedzieć, ze nie było czasu zjeść.
    Plan dnia jest więc owinięty wokół 5 małych posiłków. Ale ja tak mogę, nie pracuję.

    OdpowiedzUsuń