środa, 11 lipca 2012

Motorzystą być!

Hej!
Mam za sobą kolejny ciekawy dzień!
Skontaktowałem się z moim kolegą z dawnej drużyny darerskiej, z którym kiedyś razem graliśmy, a obecnie pracuje w Norwegii i rzadko się widzimy. Umówiliśmy się na małą przejażdżkę motorkami! Mieliśmy zebrać większa ekipę, ale jak to zwykle bywa - wszyscy zapracowani, zajęci, urlopują itp, itd. Mieliśmy więc spotkać się w trzy maszyny. Kilka minut przed godziną zero, dzwoni "ten trzeci", że nie pojedzie, bo ..... zapalił mu się motocykl :O . Pożar ugaszony, pomocy nagłej nie trzeba, więc czekam cierpliwie na resztę załogi i jak tylko się pojawia - jedziemy na miejsce pożaru. Poza drobnymi uszkodzeniami  motocykla - wszystko gra! Kierowca cały i zdrowy, no może nieco wkurwiony... Więc... po wezwaniu pomocy i zapakowaniu maszyny na ww. jedziemy dalej sami, czyli we dwóch. Kierunek ... tym razem Jeziorsko, ale równie dobrze mogłoby to być cokolwiek innego!
Jedziemy!!!!!!!!!!
Pogoda piękna, ruch... taki sobie, nie ważne, nawet w deszczu też byłoby miło! Jedziemy spokojnie (80-90km/h) rozkoszując się okolicznościami przyrody. Moja nowa szybka w kasku spisuje się świetnie, ... no właśnie - szybka, tu krótkie wtrącenie o szybce:

Poprzednia szybka porysowała się znacznie podczas poprzedniej wycieczki. Pojechałem wtedy z kolegą (tym od płonącego motocykla) w okolice Tomaszów/Spała/Jeleń. Punktem obowiązkowym tych wycieczek jest bunkier niemiecki dla pociągu sztabowego w Jeleniu! Tak! Ten w Jeleniu jest o wiele ciekawszy niż ten na Konewce, i ma jedną, ale za to OGROMNĄ przewagę - jest otwarty i można tam wjechać motocyklem!
Więc jak tylko wjechałem do środka to ... kask z głowy wylądował na tylnym kierunkowskazie! Zawsze tak robię, gdy go zdejmuję, moja Virówka ma duże i mocne kierunkowskazy! Ale byłem tak podjarany (znaczy się, że moje emocje były na wyjątkowo wysokim poziomie uniesienia) jazdą w kompletnych ciemnościach (poza reflektorem motocykla oczywiście), że nie spostrzegłem w porę nierówności terenu i o mały włos nie położyłem maszyny. Na szczęście skończyło się jedynie na ... kasku! Upadł i poobijał się niemiłosiernie! A rzeczona szybka doznała paskudnych zadrapań na samym środku, co powodowało wyjątkowe utrudnienia w polu widzenia.
(byliśmy jeszcze w kilku innych miejscach o których też kiedyś napiszę)

Wracając do pięknego dnia wczorajszego....

Owa szybka była dopiero co odebrana ze sklepu i przykręcana za pomocą monety 20 groszowej na stacji benzynowej, dlatego pewność jej działania nie była aż tak oczywista jak mogłoby się wydawać.
Jedziemy!!!!!!
Po ok. 35 km. "wahadło" - i tu najlepiej spisują się motocykle! Omijamy dłuuuugi ciąg dwuśladów i ustawiamy się na pole position! Kocham to!
Jedziemy dalej!!!!
Pierwszy przystanek na tamie nad Jeziorskiem! Zsiadamy z maszyn, i dwa kroki dalej zanurzamy się w... konwersacji oczywiście. Nie widzieliśmy się z rok, więc było o czym opowiadać. On o pracy, mieszkaniu, planach na przyszłość, turniejach norweskich, trasie motocyklem do Norwegii itp. Ja odarcie w Łodzi, Stowarzyszeniu, naszej drużynie... i nieco o mojej zmianie priorytetów ;)
Nagle dzwonek telefonu... od razu przypomniało mi się, że miałem poinformować jeszcze jednego kolegę, gdzie się wybieramy, aby mógł nas dogonić - tak to był on! Niecierpliwie czekał na telefon ode mnie i jak tylko ustaliliśmy pozycję, on ruszył za nami w drogę, a my wróciliśmy do rozmów! Było przesympatycznie! Wokół przyroda, woda, zieleń, szum drzew, delikatny wietrzyk... słońce jeszcze wysoko, choć już skwar nie leje się tak intensywnie. Słowem - bajka! Naszym rozmową towarzyszy delikatny odgłos stygnących silników....
Dojechał do nas jeszcze trzeci kolega z plecaczkiem (dla niewtajemniczonych : plecak - osoba na tylnym siedzeniu motocykla, zazwyczaj partnerka motocyklisty, choć może to być mylne w niektórych przypadkach ;) Pogadaliśmy trochę o motorach, maszynach, jeździe i znów o motocyklach .... i pojechaliśmy dalej na "klif"! W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze stary opuszczony dworek (o tym też kiedyś napiszę) i wróciliśmy do Łodzi. Krótka, ale bardzo miła przejażdżka!

A dlaczego?
i tu zaczyna się mój filozoficzny wywód na temat tego czym jest bycie motocyklistą!

1. Wolność
- w wymiarze funkcjonalnym
- komunikacyjnym
- psychologicznym

2. Równość
- osób
- maszyn

3. Braterstwo

i nad tym trzecim punktem chciałbym się na moment zatrzymać!

Spotyka się trzech facetów. Mnie więcej się znają z imienia, lecz w zasadzie poza tym to wiedzą więcej o swoich motocyklach niż o sobie na wzajem! Co robią? Jakie jest ich podejście o siebie nawzajem?
To jest to, co do tej pory (a latam już kilka lat) robi na mnie ogromne wrażenie. I to nie ważne, czy są to dwa samotne motocykle na trasie, czy też tłum ludzi na międzynarodowym zlocie!
Ci ludzie czują braterskie więzy!
Chcą ze sobą jechać! Spotykać się! Pomagać sobie! Rozmawiać itp, itd! 
Co w tym dziwnego?
Ano to, że robią to wszystko z otwartym sercem i nie oczekując za to nic w zamian!
Pewnie jest coś takiego w wielu "społecznościach" , ale wśród motocyklistów wydaje mi się to wyjątkowe, bardziej wyraźne i bardziej ... naturalne! Każda sroka własny ogon i tak dalej.... Ale jestem głęboko przekonany, że pisze to zupełnie obiektywnie!

Jechaliśmy sobie tak wczoraj przez przepiękną polską ziemię łódzką i czułem, że byłbym w stanie dla tych ludzi zrobić bardzo dużo, choć nikt tego ode mnie nie wymaga. Jednocześnie odczuwałem głęboki spokój, pewność i bezpieczeństwo, bo wiedziałem, że są obok mnie i w razie nieszczęścia oni zrobią dla mnie wszystko co tylko będą mogli. TYLKO dlatego, że razem jedziemy!

Moim zdaniem cały fenomen takiego zachowania sprowadza się do jednej sentencji:

Dobra rada na dziś:
"NIC NIE MUSZĘ, WSZYSTKO MOGĘ"

To właśnie ta wolność i równość powoduje to, że jesteśmy sobie braćmi (i siostrami oczywiście, choć jeszcze w zdecydowanej mniejszości, nad czym bardzo ubolewam). Zgodnie z tym - całe życie należałoby ustawiać w ten właśnie sposób. Być otwartym na drugiego człowieka, poprzez wolność samego siebie!
Nie jestem w żaden sposób ograniczany przez to, że jadę w dużej grupie motocyklowej. Oczywiście obowiązują mnie pewne zasady zachowania, kolejność wyprzedzania, szyk w grupie itp. ale dostosowuje się do nich bo CHCĘ, ale wcale nie MUSZĘ! W każdej chwili mogę po prostu pomachać wszystkim i zawrócić i nikt nie będzie mógł mi zabronić, przekonywać mnie, czy po prostu obrazić się - bo każdy z nas jest WOLNY! I każdy z nas szanuje drugiego człowieka, jego wolność i niezależność, tak jak chciałby by była szanowana jego wolność! Są to pewnie banały z którymi ciężko polemizować, gdyż są takie oczywiste! Dlaczego więc wciąż taka postawa jest jedynie marginalna?
Może właśnie dlatego aż ciśnie się na usta odpowiedź na kolejne pytanie:
Dlaczego motocykliści uważani są powszechnie za bandytów, dawców nerek, albo wściekłych Harley'owców (nie ujmując marce!) ???
Może właśnie dlatego, że ich braterskie życie nie jest powszechnie akceptowane!
Obecne tzw.: "społeczeństwo" nie akceptuje tak podstawowych cech, choć są one podstawowymi zachowaniami w normalnych społecznościach! Żyjemy w świecie na wskroś przesiąkniętym obłudą!
Ale, ale... żeby nie wyglądało na to że się użalam!
Zapytam tak: I CO Z TEGO?
Mam gdzieś opinię społeczeństwa! Będę dalej jeździł! Będę dalej budował swój świat! I pomimo wszelkich przeciwności losu będę dalej starał się być szczęśliwy! Właśnie dlatego, że MOGĘ i CHCĘ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz