środa, 19 czerwca 2013
Czy lubię siebie?
Samoakceptacja i stabilne poczucie własnej wartości, są podstawowymi moimi pragnieniami. Dziś powiedziałem na grupie, że nie potrzebuję nic od nich, że nie potrzebuję głasków. To była pierwsza odruchowa odpowiedź na to co wymyśliła terapeutka - chciała abym ja (i tylko ja - z całej grupy), napisał jakie są moje oczekiwania w stosunku do każdego z grupy. Zaskoczyło mnie to! Momentalnie wpadłem w głęboką koleinę - Stary schemat - nikogo nie potrzebuję, nie chcę żadnej pomocy, i w ogóle dajcie mi spokój. To oczywiście nie prawda!
Ogromny ładunek pozytywnej energii. Stan wręcz euforyczny. Dawno nie czułem czegoś takiego. Zgasł po spotkaniu z grupą. Wiem, że nie mówię im wszystkiego, i wiem, że to się na mnie źle odbija.
Idąc na zajęcia chciałem ich wszystkich uściskać. Powiedzieć jaki jestem w tej chwili szczęśliwy. Szczęście jest tak ulotne, tak zwiewne. Nie jest stanem który trwa, lecz który "bywa". Pojawia się na moment.
A jednak nic im nie powiedziałem, nie uścisnąłem nikogo, nic nie zrobiłem aby się tą energią podzielić. Czułem że ona ze mnie uchodzi, jak z dziurawego materaca.
Szczęście jest tak ulotne, tak zwiewne. Nie jest stanem który trwa, lecz który "bywa". Pojawia się na moment.
Jest jak sikorka przysiadająca na twojej ręce, by skubnąć orzeszka. Ta magiczna, niepowtarzalna chwila zakotwiczyła we mnie ogromne poczucie szczęścia, niesamowitości, oryginalności. Nie czułem od lat takiej prawdziwej radości z tego że jestem, że dzieje się coś co już nigdy się nie powtórzy, że ta ulotna chwila, która nie pozostawi najmniejszego śladu w ludzkości - może zmienić całe moje życie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz