I po raz kolejny wkręciłem się emocjonalnie w coś czego powinienem jednak unikać.
A może jednak nie! Może potrzebuję wreszcie oczyścić swą duszę z tego co zalega na samym jej dnie!
Więc może po kolei:
Usłyszałem dziś historię, a raczej jej fragment, która ogromnie pobudziła mnie emocjonalnie. Wróciły wszystkie te uczucia które przewijały się przez moje życie przez lata. Miłość, Ból, Odrzucenie, Poczucie niższości, Porażka itp, itd... Nie, nie użalałem się nad sobą, a raczej doświadczyłem czegoś w rodzaju... kalejdoskopu.
Wszystkie te uczucia "przeleciały mi przed oczami", wywołały ogromny zamęt i odeszły, a ja zostałem w tym zamęcie. Bałagan myśli... Cieszę się, że to przeżyłem, choć bliski jestem od nawrotu, a przynajmniej zauważam silną reakcję somatyczną na takie intensywne uczucia.
Jestem teraz spokojniejszy i myślę, że odczuwanie bólu emocjonalnego musi mieć swoje uzasadnienie.
Czy aby nie jestem emocjonalnym masochistą?
Tak, czuję ból. Czuje się zraniony. Wiem, że Ona nie chciałaby tego słyszeć. Ale nie martwię się, mało tego, ja się na prawdę cieszę! Cieszę się, że mogę to przeżyć, poczuć! Mam wrażenie, że przez wiele lat mojego życia, takie uczucia były skrzętnie chowane przeze mnie na dno duszy (czy też spychane do podświadomości, jak kto woli). Dlaczego? Do tego jeszcze wrócimy!
Tak czy inaczej, cieszę się z tego co się stało.
Teraz druga sprawa: Jest mi strasznie głupio, przez to jak zareagowałem.
Zamiast podejść z empatią do historii którą słyszałem, w końcu to była Jej opowieść, wybuchnąłem lawiną emocji. Nie powinienem tak reagować. W ogóle nie powinienem się wtedy odzywać! Byłem wzburzony własnymi emocjami, własną historią. Nie ładnie postąpiłem! Mam wiedzę jak powinienem zareagować, ale w chwilach wysokiego wzburzenia, nie korzystam z tej wiedzy w ogóle! Chciałem jednocześnie wyrazić swe uczucia (choć była to kompletnie nieodpowiednia chwila), i wyjaśnić, że to nie są te uczucia o których właśnie powiedziałem...
Pewnie gdzieś na dnie tej mojej chorej duszy wciąż jestem małym chłopcem, który potrzebuje aby go przytulić i powiedzieć mu, że MA PRAWO płakać. Sam jestem ojcem i popełniam te same błędy. Mówię mojej córce "nie płacz, przecież nic się nie stało" a przecież to nie prawda! To dla mnie, z mojej perspektywy nic się nie stało. Dla niej jest to coś ważnego! Muszę to dostrzec i odpowiednio zareagować! TAK! To mój obowiązek - dać jej to poczucie bezpieczeństwa, w którym będzie mogła swobodnie płakać jak tylko będzie tak czuła.
I tak to od czegoś co zabolało mnie, przez coś co zabolało małego chłopce we mnie, doszliśmy do małej dziewczynki przy mnie...
Czy nie przekombinowałem? Może!
Myśl przewodnia na dziś będzie nieco przewrotna:
"NIE MA PORAŻEK, SĄ TYLKO INFORMACJE ZWROTNE"
I muszę to sobie zapamiętać! Cała ta dzisiejsza sytuacja dała mi sporo tych informacji zwrotnych. O moich uczuciach, reakcjach somatycznych, skojarzeniach i pokręconym toku rozumowania. O tym że kocham, że boli, że mam uczucia o których nie mówiłem, nie przyznawałem się nawet, że je mam. O tym, co jest dla mnie ważne i o tym, że małych chłopców też należy przytulać, aby potem oni mogli przytulać swoje małe dziewczynki...
Kocham Was!